Hooper Kay - Osaczona, Kryminal, Sensacja, Thriller romanyczny
s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kay Hooper
Osaczona
Tytuł oryginału HAUKTING RACHEL
0
Prolog
24 maja 1988
- To nie potrwa długo - powiedział Thomas uspokajającym tonem. -
Tydzień, może trochę więcej. A potem wrócę.
- Ale dokąd lecisz? I dlaczego akurat teraz? - W głosie Rachel
rozbrzmiewały niecierpliwość i oburzenie, całkiem naturalne u
dziewiętnastolatki, która właśnie się dowiedziała, że jej narzeczony
zamierza opuścić ją na jakiś czas w najmniej odpowiedniej chwili. -
Przecież wiesz, że we czwartek Mercy wydaje na moją cześć przyjęcie, a
poza tym...
- Kochanie, udział mężczyzn w takich imprezach jest całkowicie
zbędny. Tylko bym wam przeszkadzał.
Starał się ją udobruchać, ale nawet nie usiłował ukryć lekkiego
rozbawienia; uśmiechał się do niej z wyrozumiałością kogoś, kto znał ją
już wtedy, kiedy nosiła jeszcze kucyki i brakowało jej co najmniej dwóch
przednich zębów. Był od niej starszy o dziesięć lat - jeszcze nigdy różnica
wieku nie rzucała się w oczy tak wyraźnie jak teraz.
Trudno było nazwać to dąsami, ale kiedy Rachel usiadła w fotelu
przy oknie, uczyniła to z obrażoną miną, która szybko ustąpiła miejsca
wyrazowi głębokiego rozczarowania.
- Przecież obiecałeś! Dałeś mi słowo, że skończysz z tymi
tajemniczymi wyprawami...
- Nie ma w nich niczego tajemniczego. Jestem pilotem i wożę
towary. To mój zawód. Dobrze o tym wiesz. Rzeczywiście, zamierzałem
zrezygnować z lotów za granicę, ale Jake poprosił mnie o przysługę, a on
1
jest przecież moim szefem. Jeszcze tylko ten jeden wypad do Ameryki
Południowej.
- Obiecałeś! - powtórzyła Rachel, niezbyt zainteresowana jego
argumentacją.
Thomas oparł ręce na podłokietnikach fotela i pochylił się nad nią z
najbardziej czarującym spośród swych czarujących uśmiechów.
- Może poprawi ci humor wiadomość, że Jake obiecał mi w zamian
dodatkowy tydzień urlopu? To oznacza, że będziemy mogli być tydzień
dłużej na Hawajach. Pomyśl tylko: gorąca plaża na Waikiki, śniadanie na
tarasie, z którego roztacza się piękny widok, no i oczywiście zakupy.
Mnóstwo czasu na zakupy.
Nie zdołała powstrzymać uśmiechu.
- Przecież wiesz, że nie przepadam za łażeniem po sklepach.
- Owszem, ale też nie jesteś w tym najgorsza. Proszę, powiedz, że
już się na mnie nie gniewasz... Jeśli tego nie zrobisz, czeka mnie kilka
paskudnych dni.
Oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że Rachel nie jest w stanie
długo opierać się jego urokowi. Kiedy wreszcie westchnęła głośno,
uczyniła to z rezygnacją, ale i odrobiną żalu.
- No już dobrze... Ale wracaj jak najprędzej. Pamiętaj, że na ciebie
czekam.
Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go.
Namiętne uczucie łączyło ich od pierwszego prawdziwego
pocałunku w dzień - a raczej wieczór - jej szesnastych urodzin. Fakt, że
znali się od dawna i często się widywali, zaowocował jedynie lepszym
zrozumieniem siły pożądania -szczególnie jeśli wciąż pozostawało
2
niezaspokojone... Chociaż Rachel z pewnością nie stawiałaby zbyt
zaciętego oporu, to jednak Thomas, ze względu na dzielącą ich różnicę
wieku, postanowił, że zaczekają do ślubu.
Ta decyzja nie wywołała entuzjazmu dziewczyny; dzisiejsza
dyskusja nie była pierwszą próbą wymuszenia na nim zmiany decyzji.
- Wystarczy - wyszeptał, odsuwając się od niej. - Muszę już iść.
Rachel ani myślała wypuścić go z objęć.
- Będziesz za mną tęsknił. Powiedz, że będziesz!
- Jasne, że będę. Przecież cię kocham. - Pocałował ją krótko, po
czym rozplótł jej palce i wyprostował się. - Wytłumacz mnie dzisiaj
wieczorem przed swoimi rodzicami, dobrze?
Ponownie westchnęła.
- W porządku. Cóż, czeka mnie samotny sobotni wieczór. Jeszcze
jeden.
- Za trzy tygodnie wszystko będzie inaczej - przypomniał jej z
uśmiechem. - Daję ci słowo, kochanie: i dla ciebie, i dla mnie skończą się
samotne wieczory.
- Trzymam cię za słowo.
Odprowadziła go do drzwi, pocałowała na pożegnanie, a potem
patrzyła, jak sprężystym krokiem zmierza do niewielkiego sportowego
samochodu. Thomas Sheridan kochał szybkość, zarówno w powietrzu, jak
i na ziemi; często żartował sobie, że Rachel jest jego jedyną namiętnością
poruszającą się zazwyczaj w żółwim tempie.
Otworzywszy drzwi samochodu odwrócił się i pomachał, dzięki
czemu mogła jeszcze przez chwilę podziwiać jego jasne, niemal srebrzyste
włosy lśniące w promieniach słońca. Był jednym z nielicznych
3
jasnowłosych Sheridanów - jego siostra Mercy miała włosy czarne jak
smoła, w związku z czym często żartowali przy matce, doprowadzając ją
do białej gorączki, o przystojnych blondynach, którzy, być może,
odwiedzali ją przed laty... O tym, że żarty te były całkowicie
bezpodstawne, świadczyło uderzające podobieństwo Thomasa do jego
ciemnowłosego ojca.
- Do zobaczenia za tydzień, kochanie!
Nie czekając na odpowiedź, wsiadł do wozu i zatrzasnął drzwi, więc
tylko pomachała mu z uśmiechem. Zaczekała, aż samochód zniknie za
zakrętem, po czym wróciła do domu, by poinformować rodziców, że
narzeczonego nie będzie na kolacji.
Rachel gwałtownie usiadła w łóżku. Nie miała pojęcia, co ją
obudziło. Przez okno sączyło się blade światło poranka; ze zdumieniem
zobaczyła go stojącego przy nogach łóżka.
- Thomas? Już wróciłeś? Tak szyb...
Nie dokończyła, ponieważ uświadomiła sobie, że coś jest nie w
porządku. Jego sylwetka była półprzezroczysta, mogła patrzeć przez niego
na wylot. Ogarnął ją lodowaty chłód, wsączył się do kości, z jej gardła
wyrwało się coś podobnego do szlochu, kiedy Thomas, z wyrazem
nieopisanej udręki na przystojnej twarzy, wyciągnął ku niej rękę.
- Nie... - wyszeptała. - Boże, nie...
Sięgnęła do niego, lecz w tej samej chwili zniknął i została sama w
pustym, zimnym pokoju.
Samolot pilotowany przez Thomasa Sheridana nie dotarł do miejsca
przeznaczenia. Zniknął, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]