Howells Christina - Sartre i Derrida - qui perd gagne (pl), książki, książki
s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Christina Howells
Sartre i Derrida: qui perd gagne
Cel tego artykułu jest skromny: poczynić kilka uwag dotyczących przyczyn Derridiańskiej krytyki
Sartre’a. Nie zamierzam przeciwstawiać tu Sartre’a Derridzie. Oryginalność przedsięwzięcia
Derridy jest bezdyskusyjna: chcę po prostu zwrócić uwagę na te elementy we wczesnej filozofii
Sartre’a, które bliższe są filozofii Derridy, niż zapewne on sam by przyznał. Oczywiście, późna
filozofia Sartre’a wymaga pod tym względem dalszych porównań, lecz nie jest to tutaj moim celem.
Uważam, że postawa Derridy wobec Sartre’a jest zdecydowanie zbieżna z postawą Sartre’a wobec
teologii negatywnej, a ponadto, że jej podstawą jest ta sama świadomość analogicznych założeń,
które są potencjalnym zagrożeniem i dlatego są odrzucane.
W L’être et le néant (1943) Sartre zajmuje się – jak Derrida dwadzieścia lat później –
kwestionowaniem utożsamienia bycia z obecnością. Za Heideggerem i Husserlem odrzuci on
„potoczne-znaczenie” Arystotelesowego ujęcia czasu jako ciągu „teraz”:
Nie można rozważać tych trzech rzekomych „elementów” czasu: przeszłości, teraźniejszości,
przyszłości jako zbioru „data”, które należy zsumować – na przykład, jako nieskończony ciąg
„teraz”, z których jednych jeszcze nie ma, a innych już nie ma – lecz jako ustrukturowane chwile
pierwotnej syntezy [s. 145]2.
I przejmując Heglowski paradoks czasu jako bytu, który „gdy jest, to go nie ma, a gdy [go] nie ma,
to jest”3, aby odnieść się do teraźniejszości (i ponadto do świadomości), „jako teraźniejszości, która
nie jest tym, czym jest (przeszłością), i jest tym, czym nie jest (przyszłością)” [s. 162], odrzuci on
wniosek Hegla, że „tylko teraźniejszość jest”4. Dla Sartre’a „teraźniejszości nie ma” [s. 162]; jest
ona raczej néant niż être [s. 156–157]. Nie można chyba powiedzieć, że Sartre egzemplifikuje to, co
Derrida opisuje jako uporczywe metafizyczne utożsamianie bytu z obecnością, skoro Sartre
twierdzi, że „w-sobie nie może być obecne” [s. 160], „być tutaj nie znaczy być obecnym” [s. 160],
„obecne jest właśnie ową negacją bytu, ową ucieczką przed bytem, jako że byt jest tu jako to, przed
czym się ucieka” [s. 162]. Prawdą jest oczywiście to, że dla Sartre’a obecne i obecność przychodzą
na świat poprzez pour soi, lecz jest to, zdaniem Sartre’a, niezrozumienie natury owego pour soi,
które tkwi w samym centrum niezrozumienia związanego z „potocznym-znaczeniem” ujęcia czasu:
„Obecna chwila wypływa z urzeczywistniającego i urzeczowiającego pojęcia bytu dla-siebie” [s.
162]. „Dla-siebie nie posiada bytu, ponieważ jego byt jest zawsze w oddali” [s. 161]. W pewnym
sensie Sartrowską analizę „la présence à soi” owego pour soi można uważać za antycypację
Derridiańskiej dekonstrukcji Badań logicznych Husserla w Głosie i fenomenie (1967). Derrida
podejmuje się wykazania, że pomimo nacisku Husserla na „tożsamość przeżycia obecnego dla
siebie w tej samej chwili”5, jego własne analizy podważają takie pojęcie samo-tożsamości. W tym
celu Derrida koncentruje się na Husserlowskich rozważaniach dotyczących czasu i monologu
wewnętrznego oraz stwierdza, że Husserl nie może spójnie utrzymać samo-zgodności obecnego i
obecności w żadnej ze sfer:
Jeśli to, co obecne obecności dla siebie, nie jest zwykłe, jeśli konstytuuje się w źródłowej i
nieredukowalnej syntezie, wówczas zagrożona jest zasada całej argumentacji Husserla6.
To właśnie jest argument Sartre’a z pierwszego rozdziału części drugiej L’être et le néant.
„Présence à soi” definiowana jest jako „pewien rodzaj niezgody ze sobą, wymykanie się
tożsamości” [s. 115]. To nie pełnia, nie „najwyższa godność bytu” [s. 115]. Sartre przywołuje słowa
Husserla jako dowód na to, że nawet najbardziej zdeterminowany filozof obecności nie potrafi
przezwyciężyć problemów, jakie stawia samozwrotność wszelkiej świadomości7. Świadomość jest
zawsze „zakłócana” [s. 114], „rozbija jedność wszystkich pojęć, w których można by próbować ją
zamknąć” [s. 114]. To właśnie obecność uniemożliwia tożsamość: „Jeśli byt jest obecny dla siebie,
wówczas nie jest on całkowicie sobą” [s. 115]. Świadomość jest zawsze gdzie indziej, „w oddaleniu
od siebie” [s. 116]: „Byt-dla-siebie nie może istnieć inaczej niż jako pewne gdzie-indziej w
stosunku do siebie” [s. 116].
Obecności w sensie Derridy nie można zatem odnieść ani do en soi ani do pour soi. Ponadto trudno
pojąć, jak Derrida może utrzymywać, że dla Sartre’a świadomość jest formą l’être. Nawet w
zakończeniu L’être et le néant, gdzie Sartre’owi zależy na uniknięciu nieprzezwyciężalnego
dualizmu en soi i pour soi, a także rozważa on kwestię bytu pour soi jako néantisation [s. 686],
wskutek paradoksalnej natury tych sformułowań problematyzuje byt zupełnie inaczej niż Derrida
twierdzący, że dla Sartre’a „byt-w-sobie i dla-siebie dotyczyły bytu”8. Pour soi nie jest bytem w
żadnym uznawanym znaczeniu tego terminu: „Dla-siebie nie posiada innej rzeczywistości niż bycie
unicestwieniem bytu” [s. 682]; jest ono jak „dziura bycia w samym sercu bytu” [s. 681]; „stale
ustanawia swą nicość-bytu” [s. 683]:
Jego byt nie jest nigdy dany…, gdyż jest zawsze oddzielony od siebie przez nicość odmienności;
dla-siebie jest wciąż w zawieszeniu, ponieważ jego byt jest ciągłym odwlekaniem [s. 683].
Sartre zdecydowanie odmawia odpowiedzi na pytanie, czy „bardziej korzystne dla wiedzy” [s. 689]
jest rozważenie bytu posiadającego dwa wymiary (en soi i pour soi), czy też pozostanie przy starej
dualności (świadomość/byt). Pytania takie, jak twierdzi, są metafizyczne, a nie ontologiczne.
Niemniej jednak głównym zamierzeniem jego dzieła jest sprzeciw „wobec Hegla, że byt jest, a
nicości nie ma” [s. 52].
Ponadto Derrida wielokrotnie twierdził gdzie indziej, że metafizyczny dyskurs jest nieunikniony
nawet dla niego, który próbuje go zdekonstruować. O Heideggerze pisze, na przykład:
Okazuje się, że bycie, które nie jest niczym, które nie jest jakimś bytem, może zostać
wypowiedziane, może się wypowiedzieć jedynie dzięki metaforze ontycznej9.
Derrida skupia się na wybranej terminologii egzystencjalizmu, starając się pominąć jej faktyczny
nacisk na negację. Aby zilustrować, na przykład, lacanowskie źródła w powojennej filozofii
egzystencjalnej, powołuje się on na powracanie takich terminów, jak être, authentique, vrai, plein i
dévoilement, z których être i plein mają negatywne konotacje w koncepcji Sartre’a, trzy pozostałe
terminy są zaś problematyczne – w tym sensie Sartre wydawałby się mniej heideggerowski niż
Lacan, dla niego bowiem prawda nie może być nigdy „objawieniem... bytem bycia”10, ponieważ
„samo znaczenie wiedzy jest tym, czym ona nie jest, i nie jest tym, czym jest, aby bowiem znać byt
taki, jakim jest, trzeba być tym bytem; lecz określenie «taki, jakim jest», pojawia się tylko dlatego,
że nie jestem bytem, który poznaję” [s. 260].
Z drugiej strony eliptyczne odnoszenie się Derridy do teologicznej natury Sartre’owskiego
ateizmu11 jest być może bardziej owocne, a to z przyczyn, które zostaną wkrótce wyjaśnione.
Odrzucenie przez Derridę humanizmu Sartre’a redukuje Sartre’owską krytykę humanizmu w
Mdłościach do przypisu12. Nic też zaskakującego, że takie przedstawienie Sartre’owskiego
przedsięwzięcia przynosi w rezultacie odmowę uznania podstawowych analogii pomiędzy
myśleniem Sartre’a a jego własnym. Nacisk Derridy na to, że „rzecz sama zawsze się wymyka”13,
że nie istnieje „pełne spostrzeżenie”14 ani pierwotne doświadczenie rzeczywistości, która
poprzedza znak, mniej różni się od przekonania Sartre’a, że bezsensowna jest nawet próba
wyobrażenia sobie poznania „bytu” tel qu’il est, niż mogłoby początkowo sugerować pobieżne
przyjrzenie się obu myślicielom. Ponadto można by oczywiście utrzymywać, że pojęcie différance
Derridy, zasadniczo bezosobowe i pomyślane jako środek dekonstrukcji świadomości – tego
kamienia węgielnego humanizmu – w rzeczywistości wyraźnie odnosi się do świadomości,
przynajmniej w sartre’owskim sensie. Związek ten można prześledzić na podstawie przynajmniej
trzech spośród znaczeń différance: po pierwsze – jako tego, co odwleka, oraz nie-zgodności; po
drugie – jako różnicowania; i po trzecie – jako tworzącej różnice i ostatecznie znaczenie. W
czwartym znaczeniu, różnicy ontyczno-ontologicznej, la différance można również uważać za
analogiczną do świadomości, skoro umożliwia różnicę pomiędzy l’être a l’étant, byciem a bytem.
Nie potrzeba jednak przenosić analogii w tak abstrakcyjne dziedziny: ważny jest tutaj raczej
sposób, w jaki definicja différance, trace itd. Derridy okazałaby się oparta na tej samej
paradoksalnej logice, co definicja pour soi Sartre’a: „ślad jest niczym”15, „sam ślad nie istnieje”16,
„różnia nie jest, nie istnieje”17.
Nie zamierzam teraz badać wskazanych paraboli, a raczej poczynię kilka uwag co do ich
konsekwencji. Parabole takie nie są, oczywiście, zwykłymi analogiami: są one kluczem do postawy
Derridy wobec Sartre’a, ponieważ wskazują na podstawowy tryb przemiany przywracającej, która
kusi obu myślicieli, będąc przy tym przez nich odrzucana. To przemiana wynikająca z zasady qui
perd gagne, przegrany wygrywa, jej zaś nieautentyczną postać, tak zdaniem Sartre’a, jak i Derridy,
ukazuje teologia negatywna.
Stosunek Sartre’a do teologii negatywnej jest niezwykle krytyczny i przyczynia się do błędnego
przedstawienia oraz zaburzenia jej akcentów18. Istnieją, oczywiście, ewidentne paralele między
mistyczną koncepcją Boga, przedstawioną na przykład przez Plotyna, a transcendentnym néant
ludzkiej świadomości. Sartre nigdy ich jednak nie uznaje – przeciwnie, we wszystkich pismach,
gdzie omawia pojęcie Boga, zdecydowanie bierze pod uwagę tylko scholastyczne koncepcje bytu
absolutnego: nawet Bóg mistyków jest pozytywnym punktem odniesienia. Oczywiste jest to, że
Sartre’owi nieobce są paradoksy negatywnej tradycji w teologii: w Saint Genet, na przykład,
odrzuca on, jako część la Sophistique de Non, jako retorykę konserwatywną, pisma św. Jana od
Krzyża i Eckharta, w których Boża nieobecność przekształcona zostaje w obecność wyższego
rzędu, a śmierć w życie. Natomiast w L’idiot de la famille Sartre odwołuje się często do „owej
negatywnej teologii, która wciąż nas dziś zatruwa i funduje byt Boży na jego braku wszelkiej
realności”19. Reprezentuje ona, zdaniem Sartre’a, rodzaj religijnej złej wiary, „post-ateistyczne
chrześcijaństwo, które porażkę próbuje przemienić w zwycięstwo”20. Zarzuty Sartre’a wobec
teologii negatywnej nie różnią się od jego zarzutów wobec Hegla: to sofistyczna reafirmacja Bytu
paradującego jako negacja, „powszechna negacja równoważna jest nieobecności negacji”21. O
mistycyzmie św. Teresy Sartre pisze: „dla niej, jak i dla Hegla, negacja negacji przełamuje nasze
ograniczenia i staje się afirmacją”22, „transcendencja [le dépassement] zachowuje to, czemu
przeczy”23. Właściwie teologię negatywną widzi on jako prymitywną wersję dialektyki, której nie
sposób zaakceptować, dialektyki ustanawiającej idealną syntezę niezależnie od tragicznych
sprzeczności ludzkiego doświadczenia. Atak Sartre’a na Hegla jest trojaki – poprzez ontologię
L’être et le néant, gdzie podkreśla on, że „tym, co powinniśmy zachować w pamięci przeciw
Heglowi, jest to, że byt jest, a nicości nie ma” [s. 52]; poprzez marksizm w Critique de la raison
dialectique, ponieważ Marks, zdaniem Sartre’a, nigdy nie próbował rozpuścić realności ludzkiego
działania w zamęcie procesu dziejowego; i w końcu w L’universel singulier, gdzie przyznaje on, że
od Kierkegaarda uczymy się, iż porażka jest realnością subiektywną, której nie sposób wyjaśnić
poprzez obiektywną „relatywną pozytywność”24. To poprzez porażkę ludzka subiektywność
dowodzi swej niesprowadzalności do le savoir objectif. Staje się jasne, że według Sartre’a istnieją
dwie wersje zwycięstwa poprzez porażkę lub poprzez zasadę qui perd gagne. Pierwsza wersja –
skrytykowana – w której porażkę próbuje się wyzyskać jako zwycięstwo w innym wymiarze, tj. w
przyszłości lub w osiągnięciach na innym poziomie. Druga – jego własna wersja zbawienia poprzez
przegraną – która możliwość porażki uznaje za dowód wolności ludzkiej świadomości od procesu
deterministycznego. A zatem Sartre ma, co jest nieuniknione, świadomość paraboli zachodzącej
między jego wersją zbawienia przez porażkę a religijnymi wzorcami myślenia. Sądzi on jednak, że
nie można nic zarzucić jego koncepcji tego procesu, jako że opiera się ona na zdecydowanie nie-
przywracającej ontologii.
Zarzuty Derridy wobec teologii negatywnej i wobec Hegla nie różnią się od zarzutów Sartre’a.
Teologia negatywna nie jest naprawdę negatywna – przeczy się bytowi Boga, aby przypisać mu
wyższy rodzaj istoty. Podobnie jak Sartre, Derrida cytuje Eckharta jako przykład tego, co sam
nazywa onto-teologią:
Gdy mówię, że Bóg nie jest bytem, lecz że jest ponad bytem, nie odmawiam mu bytu; przeciwnie,
przypisuję mu byt wyższy25.
Negatywny moment Heglowskiej dialektyki to właśnie moment, który będzie transcendowany.
Hegel roztapia różnicę w ostatecznej jedności bytu i niebytu, obecności i nieobecności. Derrida
odwołuje się wielokrotnie do nieuniknionej Aufhebung lub dialektyki spekulatywnej i stawia
pytanie, „czym byłoby «coś negatywnego», co nie dawałoby się zluzować (relever)?”26. Filozofia,
zdaniem Derridy, z konieczności przywraca negatywność:
Język filozoficzny, wypowiadając się, przywraca negatywność – lub, co na jedno wychodzi,
zapomina o niej – nawet wówczas, gdy utrzymuje, że ją potwierdza czy uznaje27.
Derrida świadomy jest tego, że jego antyfilozoficzne, antymetafizyczne, antylogocentryczne
paradoksy mogą być również obarczone ryzykiem, iż zostaną zinterpretowane jako formy teologii
negatywnej.
Do tego stopnia, że wszelkie zwroty, okresy, składnia, których będę często używać, przypominają
do złudzenia teologię negatywną. Już trzeba tylko zaznaczyć, że różnia nie jest, nie istnieje, nie jest
żadnym bytem obecnym (on); będziemy musieli również określić to wszystko, czym nie jest, a
więc, że nie ma istnienia, ani istoty. Nie zalicza się do żadnej kategorii bytów, ani obecnych, ani
nieobecnych. Wszelako owe znamiona różni nie mają w sobie nic teologicznego, nic z najbardziej
nawet negatywnego porządku teologii negatywnej, skoro jej zadaniem było zawsze, jak wiadomo,
ukazywanie jakiejś nadistotności ponad skończonymi kategoriami istoty i istnienia, a więc
obecności, skoro sama zawsze pierwsza przypominała, że jeśli Bogu odmawia się predykatu
istnienia, to po to, aby przyznać mu inny sposób istnienia, wyższy, niepojęty, niewypowiedziany.
Nie o to tutaj chodzi – o czym będzie się można stopniowo przekonać. Różnia (différance) nie tylko
nie daje się sprowadzić do jakiejkolwiek ontologii lub teologii, słowem – onto-teologii, ale
otwierając przestrzeń, w której onto-teologia – filozofia – tworzy swój system i swoje dzieje,
zawiera ją w sobie, wpisuje i bezpowrotnie ją przekracza28.
Odrzucenie teologii negatywnej przez Derridę jest zatem oczywiście bardziej samo-świadome niż u
Sartre’a. Mimo że Sartre oskarżony został (na przykład przez Roberta Champigny29) o
hipostazowanie swego néant, to nie odpowiedział on nigdy bezpośrednio na takie oskarżenie i
wydaje się, że woli raczej odwieść czytelników od wszelkich analogii z teologią negatywną, niż
zmierzyć się z nimi i je odrzucić. Derrida wciąż powraca do tego problemu i dokłada wszelkich
starań, aby uchronić swoją logique paradoxale od popadnięcia w tryb przywracający. Différance, na
przykład, nie można opisać jako nieskończonej: znalazłaby się wówczas poza różnicowaniem i
byłaby nieodróżnialna od obecności:
Gdyby moc différance stała się nieskończona – co jej istota a priori wyklucza – samo życie oddane
zostałoby niewzruszonej, nienaruszalnej i wiecznej teraźniejszości: nieskończonej différance, Bogu
lub śmierci30.
Pokusa la pensée infinitiste polega właśnie na jej pozornej zdolności do ochrony przed błędem:
Nie kłamie się, kiedy nie mówi się nic (o skończoności i determinacji), kiedy mówi się o Bogu,
Bycie i Nicości, kiedy nie modyfikuje się skończoności w jawnym sensie słowa, kiedy mówi się o
nieskończoności (Bogu, Bycie lub Nicości, bo sens nieskończoności i na tym polega, że nie może
być takim jak inne określeniem ontycznym), to znaczy kiedy pozwala się nieskończoności
wypowiedzieć się i myśleć siebie31.
Oczywiście, taki jest dokładnie zarzut Sartre’a wobec Hegla. I Derridy również. Rzeczywiście, w
wyjątkowo trudnym komentarzu do Heglowskiego ujęcia Boehmego Derrida odwołuje się do
Aufhebung jako do „niewyczerpalnego podstępu”32. Différance jest właśnie próbą wymknięcia się
Aufhebung: „Jeśli istniałaby definicja różni, to byłaby nią właśnie granica, przerwanie, destrukcja
heglowskiego zniesienia (reléve), wszędzie gdzie ono działa”33. Ale ten atak na Hegla nie oznacza
wcale, że sam Derrida potrafi całkowicie oprzeć się pokusie przemiany i przywrócenia. Supplément
(ciągły ruch zastępowania, który działa, aby przemieścić pojęcia „źródła” i „obecności”) opisany
jest, na przykład, jako „mniej niż nic, a jednak, jeśli sądzić po skutkach, znacznie więcej niż nic”34.
Zarzucona prawda ukazuje się znów w nowej formie:
Zniknięcie prawdy jako obecności, skrytość obecnego źródła obecności jest warunkiem wszelkiej
[manifestacji] prawdy. Nie-prawda jest prawdą. Nie-obecność jest obecnością. Différance,
zniknięcie źródłowej obecności jest zarazem warunkiem możliwości, jak i warunkiem
niemożliwości prawdy35.
Différance, na co często zwracali uwagę krytycy, ma się stać źródłem, któremu ona sama zaprzecza
i które przemieszcza: „[…] źródło doświadczenia czasu i przestrzeni, owo pismo różnicy,
différance... [itd.]”36.
Pomimo tego nieuniknionego wpadnięcia w teologię negatywną dzieło Derridy, jak i Sartre’a, jest
jednak nieustającą próbą uniknięcia Heglowskiego przywrócenia. Odrzucenie „źródła” i „końca”
przez Derridę składa się, oczywiście, na część takiego projektu: odwołując się do Rousseau, ale i
nawiązując do swego dekonstrukcyjnego przedsięwzięcia, Derrida pisze: „swobodna gra
uzupełnienia uwalnia historię od nieskończonej teologii typu heglowskiego”37. A indécidables
(pharmakon – lekarstwo/trucizna; supplément – przypadłość/ /istota; hymen –
spełnienie/dziewictwo itd.), które rozsadzają binarną opozycję, nie stworzą nigdy syntezy
łagodzącej napięcie: „nigdy nie tworząc trzeciego terminu, nigdy nie tworząc rozwiązania w formie
dialektyki spekulatywnej”38. Pojęcie rozplenienia (zdolność tekstu do wytwarzania nieograniczonej
ilości znaczeń) przedkłada się nad pojęcie polisemii właśnie dlatego, że jest ono nieredukowalne,
nie-skończone (tj. ani skończone, ani nieskończone) i nie podlega całościowemu ujęciu39.
Rozważając postawę Levinasa wobec Kierkegaarda40, Derrida może precyzyjnie analizować
etyczne implikacje u obu myślicieli, uwzględniając położony przez nich nacisk na odmienność bądź
na „ja”; może też twierdzić, że żaden z nich nie jest wystarczająco radykalny, lecz w żadnym
punkcie nie kwestionuje on słuszności i konieczności ich prób uniknięcia systemu Hegla. Ponadto
w swym ujęciu Blanchotowskiej krytyki Artauda Derrida zajmuje, jak się wydaje, stanowisko
bardzo zbliżone do stanowiska Sartre’a w jego rozważaniach nad Kierkegaardem. Zarzuca
Blanchotowi, że ignoruje on specyfikę i indywidualność doświadczenia Artauda, które opisane jest
w kategoriach erreur pathétique: „Nicość w samym sercu mowy, «brak bytu»”41. Blanchot ignoruje
nieredukowalność historii Artauda, „jego ślad zatarty na ścieżce prawdy”42: podobnie jak Hegel,
Blanchot nie może poradzić sobie z realnością porażki. Sartre pisał:
Subiektywność jest niczym dla obiektywnej wiedzy, jako że jest ona nie- wiedzą [non-savoir], a
jednak porażka pokazuje, że istnieje absolutnie43.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]