Huysmans Na wspak po korekcie, Moje E-booki, Huysmans po korekcie

s [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mam radować się ponad czasem... choćby w ludziach budziła wstręt moja radoć, ich za prostackie umysły nie pojmowały tego, co chcę powiedziećRuysbroeck AdmirabilisJoris-Karl HuysmansNA WSPAKprzełożył Julian RogozińskiPrzedmowa napisana po dwudziestu latachMylę, że wszyscy literaci, tak samo jak ja, nie czytujš swoich ksišżek po ich publikacji. Bo i rzeczywicie nic nie rozczarowuje bardziej i nie sprawia większej przykroci, aniżeli po latach spojrzeć na swoje własne frazy. Scedziły się w pewien sposób i osiadły na dnie ksišżki; ale w większoci nie sš podobne winu, które starzejšc się szlachetnieje; wiek zuboża rozdziały, które wietrzejš - i tak ulatnia się ich bukiet.Takie odniosłem wrażenie, co się tyczy niektórych flasz ustawionych w przegrodach "Na wspak", kiedy flasze te musiałem odkorkować.I doć melancholijnie staram się, przerzucajšc te stronice, przypomnieć sobie stan ducha, w jakim być mogłem, kiedy je pisałem.Naturalizm władał podówczas niepodzielnie; lecz owa szkoła, która miała wywiadczyć niezapomnianš przysługę sytuujšc rzeczywiste postaci w realnych rodowiskach, zaczęła dreptać w miejscu, czym skazała się na ględziarstwo.Nie dopuszczała żadnych, przynajmniej w teorii, wyjštków; ograniczała się więc do malowideł powszedniej egzystencji, usiłowała, pod pozorem imitacji życia, tworzyć istoty możliwie jak najpodobniejsze do przeciętnego człowieka. Ów ideał, jako gatunek, urzeczywistnił się w arcydziele, które znacznie bardziej niż "W matni" stanowiło probierz naturalizmu: w "Edukacji sentymentalnej" Gustawa Flauberta; powieć ta była dla nas wszystkich z "Wieczorów medańskich" prawdziwš bibliš; ale zawierała znikomy zasób pożywnej substancji. Dla samego Flauberta była sprawš zamkniętš raz na zawsze, nowych perspektyw nie otwierała; bylimy więc wszyscy podówczas zmuszeni lawirować, wałęsać się po drogach mniej lub więcej zbadanych, w kółko.A że cnota zalicza się, wyznać to trzeba, na tym padole do wyjštków, naturalici skrelili jš przeto ze swoich rejestrów. Obcy katolickiemu pojęciu upadku i pokusy, nie wiedzielimy, z jakich wysiłków i z jakich cierpień wywodzi się cnota; nie dostrzegalimy heroizmu duszy, wychodzšcej zwycięsko z zasadzek. Nie przyszłoby nam na myl opisywać tę walkę z jej wzlotami i upadkami, ze szczwanymi atakami i fintami - z posiłkami, jakie częstokroć bardzo daleko, w głębi klasztorów, przygotowujš się dla osób, które atakuje Szatan; cnota wydawała nam się udziałem ludzi nieciekawych lub nierozumnych, czym mało pobudzajšcym, a w każdym razie niezdatnym jako materiał dla sztuki.Pozostawał występek; pole jednak, jakie podsuwał do uprawy, było ograniczone. Nie wykraczało poza terytoria siedmiu grzechów głównych i to jeszcze, sporód owej siódemki, grzech jeden jedyny, grzech przeciwko szóstemu przykazaniu Bożemu, dawał jaki taki profit.Winnice innych były straszliwie ogołocone, nie mielimy już tam żadnych jagód do zrywania. Balzac i Hello wycisnęli Chciwoć, na przykład, aż do ostatniej kropli. Pycha, Gniew, Zazdroć wywiechtały się we wszystkich publikacjach romantycznych; jako tworzywo dramatów uległy tak potwornemu spaczeniu wskutek nadużycia efektów, iż doprawdy tylko geniusz zdołałby odmłodzić je w prozie. Co za do Obżarstwa i Lenistwa, wydawałoby się, że mogły one wcielać się raczej w postaci epizodyczne i pasować bardziej do figurantów aniżeli do pierwszych tenorów albo primabalerin powieci obyczajowej.Prawdš jest, że sporód występków Pycha stanowiłaby najwspanialszy przedmiot studiów, Pycha ze swoimi piekielnymi rozgałęzieniami okrucieństwa wobec blinich i swojš fałszywš pokorš, i że Obżarstwo, wlokšce w lad za sobš Rozpustę, Lenistwo i Kradzież, dostarczyłoby materii zadziwiajšcym dršżeniom, gdyby te grzechy badał kto zbrojny w lampę i sondę Kocioła, kto majšcy Wiarę; ale żaden z nas nie był przygotowany do tej pracy; nie mielimy więc innego wyjcia, aniżeli przeżuwać ustawicznie występek, do odzierania z kory najłatwiejszy sporód wszystkich innych grzech Rozpusty we wszelkim jego kształcie, i Bóg jeden wie, ilemy się naprzeżuwali; ale ta swoista karuzela kręciła się krótko. Cokolwiek bymy wykoncypowali, powieć dawała się strecić do paru linijek: wyjanić, dlaczego Jeden Pan przesypiał się albo nie przesypiał z Jednš Paniš, żonaty z cudzš żonš; jeli który z nas chciał zabłysnšć wykwintem i objawić się przez to jako pisarz lepszego tonu, lokował sprawy cielesne między markizš a hrabiš; jeli, przeciwnie, kto chciał wystšpić jako malarz pospólstwa, prozator na czasie, rzeczone sprawy odbywały się między rogatkowym supirantem a pierwszš lepszš dziwkš; różniły się jedynie ramy. Jak mi się zdaje, dzi wykwint przeważył w czytelniczych gustach, obserwuję bowiem, że w dobie obecnej czytelnicy ani mylš delektować się amorami plebejskimi czy mieszczańskimi, ale smakujš nadal w skrupułach markizy wyruszajšcej do kusiciela na antresolkę, której wyglšd zmienia się zależnie od mody tapicerskiej. Upadnie czy nie upadnie? - oto tytuł studium psychologicznego. A niech was!Nie będę taił, że jeli zdarzy mi się otworzyć ksišżkę, w której natrafię na wieczyste uwodzenie z niemniej wieczystš zdradš małżeńskš, skwapliwie ów tom zamykam, nieciekaw bynajmniej, czym skończy się zapowiedziana idylla. Tom nie zawierajšcy sprawdzonych dokumentów, ksišżka, z której niczego się nie nauczę, nie interesuje mnie już.W momencie publikacji "Na wspak" , to znaczy w roku 1884, sprawy przedstawiały się więc następujšco: naturalizm tracił dech obracajšc żarna w jednym i tym samym kręgu. Zaczynała wyczerpywać się suma obserwacyj, jakš uskładał każdy z nas, poczyniwszy je na sobie i innych. Zola, utalentowany dekorator teatralny, radził sobie malujšc płótna mniej lub bardziej dokładnie; znakomicie sugerował iluzję ruchu i życia; jego bezdusznymi bohaterami rzšdziły po prostu instynkty i bodce, to za upraszczało pracę analizy. Poruszali się, dokonywali tych lub owych sumarycznych czynnoci, a sylwetkami doć wyrazistymi, które przekształcały się w główne postaci jego dramatów, zaludniali dekoracje. Tym sposobem opiewał hale targowe, domy mody, koleje żelazne, kopalnie, lecz istoty ludzkie zbłškane w tych rodowiskach odgrywały już tylko role statystów albo figurantów; ale Zola był Zolš, to znaczy artystš przyciężkim nieco, lecz wyposażonym w potężne płuca i mocnš pięć.My za, mniej pleczyci, a przy tym zajęci sztukš subtelniejszš i prawdziwš, musielimy się zastanowić, czy naturalizm nie wkracza już w lepš uliczkę i czy niebawem nie stukniemy czołami o mur w głębi.Co prawda refleksje te zrodziły się we mnie dopiero znacznie póniej. Próbowałem tak czy siak wymknšć się ze lepej uliczki, bo się tam dusiłem, ale nie miałem żadnego okrelonego planu. "Na wspak" więc, które wyzwoliło mnie z literatury bez wyjcia omiótłszy wieżym powietrzem, jest ksišżkš absolutnie niewiadomš, wyimaginowanš bez powziętych uprzednio myli, bez planów na przyszłoć, bez niczego w ogóle."Na wspak" zarysowało mi się z poczštku niby krótka fantazja w kształcie dziwacznej noweli; widziałem w niej po trosze odpowiednik "A vau l'eau" przeniesionego w inny wiat; wyobrażałem sobie pana Folantin bardziej oczytanego, bardziej wyrafinowanego, bogatszego, który w sztucznych rajach odkrył remedium na niesmak, o jaki przyprawiał go zgiełk życia i amerykańskie obyczaje, dzi panujšce; szkicowałem go, jak lotem strzały uciekał w marzenia, chronił się w ułudę arcydziwacznych feeryj, żyjšc samotnie, z dala od swoich czasów, przywołujšc wspomnienia epok bardziej na duchu krzepišcych, rodowisk mniej nikczemnych.W miarę moich rozmylań temat rozszerzał się przejawiajšc koniecznoć żmudnych poszukiwań: każdy rozdział stawał się sumš jakiej specjalnoci, ekstraktem jakiej odrębnej sztuki; kondensował się w of meat klejnotów, zapachów, kwiatów, literatury religijnej i laickiej, muzyki wieckiej i piewu gregoriańskiego.Osobliwociš był fakt, że choć anim się tego domylał z poczštku, sama natura moich prac przywiodła mnie do studiów nad Kociołem z niejednego punktu widzenia. Bo i rzeczywicie niepodobna było cofnšć się do jedynych istotnych okresów, jakie przeżyła ludzkoć, aż po redniowiecze, nie stwierdzajšc, że Kociołem stało wszystko i że sztuka egzystowała w Nim tylko i tylko dzięki Niemu. Jako człowiek niewierzšcy przypatrywałem mu się z lekkš nieufnociš, zaskoczony jego rozmiarami i chwałš, zastanawiajšc się, jakim sposobem religia, którš poczytywałem za co wykoncypowanego dla dzieci, mogła stać się inspiratorkš dzieł tak cudownych.Wałęsałem się wokół Niego raczej po omacku, bardziej odgadujšc aniżeli widzšc, i odtwarzałem sobie całoć na podstawie okruchów, które znajdowałem w muzeach i ksišżkach. Ale dzi, choć mam już za sobš badania dłuższe i solidniejsze, kiedy przebiegam oczyma stronice "Na wspak" odnoszšce się do katolicyzmu i sztuki religijnej, dostrzegam, że ta mikroskopijna panorama, namalowana na karteluszkach z notesu, dobrze jest utrafiona. To, co malowałem podówczas, cechowała zwięzłoć, brakowało tam rozwinięć, ale było to prawdziwe. Potem ograniczyłem się już tylko do rozszerzania i doskonalenia swoich szkiców.Mógłbym dzi bez kwestii podpisać się pod stronicami "Na wspak" traktujšcymi o Kociele, bo rzeczywicie wydajš się dziełem pióra katolickiego.A przecież uważałem się za obcego religii! Nie przypuszczałem, że od Schopenhauera, którym zachwycałem się bardziej, niżby pozwalał rozsšdek, do "Eklezjastesa" i "Księgi Hioba" jest tylko krok. Co się tyczy Pesymizmu, przesłanki sš identyczne, z tym, że kiedy przyjdzie konkludować, filozof się wykręca. Lubiłem jego poglšdy na grozę życia, głupotę ludzkš, niełaskawoć losu; lubię je również w Księgach więtych; lecz obserwacje Schopenhauera nie doprowadzajš do niczego; wystawia nas, by tak rzec, do wiatru; jego aforyzmy sš w sumie ty... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl