Hohl Joan - Policjant Wolfe, Harlequin Desire

s [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joan Hohl
Policjant Wolfe
Rozdział 1
Byłaby piękna, gdyby wielkie, okrągłe okulary nie nadawały jej twarzy
nieco sowiego wyglądu.
Jake Wolfe siedział nad filiżanką kawy przy kontuarze baru z
hamburgerami sąsiadującego z terenem uczelni. Obserwował ukradkiem
młodą kobietę zajmującą stolik w rogu lokalu.
Ładna twarz, kaskada kasztanowych włosów opadających na ramiona;
czubek szczupłego, kształtnego nosa wycelowany w rozłożoną na stoliku
książkę.
– Dolać? – zapytał Dave zatrzymując się naprzeciw Jake'a i unosząc
dzbanek nad jego filiżanką.
– Uhm. – Jake niechętnie oderwał wzrok od dziewczyny. – Co to za
sowa przycupnęła tam w kącie?
– Nazywa się Cummings – odparł Dave, przechylając dzbanek. – Sarah.
Miła.
O Davie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że zagada człowieka
na śmierć, pomyślał Jake, dziękując skinieniem głowy za kawę.
– Jest tu nowa? Robi studia podyplomowe? – usiłował wydusić z
bufetowego jakieś informacje. Wreszcie usłyszał:
– Nie. Nowa, ale nie studentka. Wykłada historię.
– Nauczycielka historii? – skrzywił się Jake. – Na historii zawsze się
nudziłem. No, może gdyby to ona – mnie uczyła... – Spojrzał wymownie w
kierunku nieznajomej.
– Fakt. – Dave zachichotał. – Moje nauczycielki zawsze były stare. Do
tego te nobliwe, ohydne sukienki i znoszone pantofle... I linijki. Do walenia
uczniów po głowach. Jasne, wiem, co masz na myśli.
Jak na Dave'a, był to już cały potok słów. Jake odsłonił białe zęby,
obdarzając go promiennym uśmiechem. Dostrzegł kątem oka, że „sowa"
zamknęła książkę i wstała.
– Dave – mruknął. – Może byś mnie przedstawił pani profesor?
– Bo ja wiem? – Dave obrzucił spojrzeniem mundur Jake'a. – Nie jesteś
na służbie?
– No to co? – obruszył się Jake.
„Sowa" zbierała jakieś swoje rzeczy. Zdjęła okulary, co potwierdziło
przypuszczenia Jake'a. Była rzeczywiście piękna.
– Przecież i tak ją kiedyś poznam – mruknął. – Nie pamiętasz, że teren
uczelni to mój rewir? Dlaczego trochę tego nie przyspieszyć?
Kobieta zbliżała się do nich. Jake wstrzymał oddech i spojrzał
wymownie na Dave'a, który zrozumiał to spojrzenie i ukrytą w nim groźbę.
– Och, panno Cummings... – Dave zatrzymał ją, gdy przechodziła obok
stołka sąsiadującego z tym, który zajmował Jake. – Czy poznała już pani
miejscowego glinę?
– Glinę? – w głosie dziewczyny dał się słyszeć niepokój.
– Jake poczuł nieprzepartą chęć pogłaskania jej po twarzy,
wypowiedzenia jakichś uspokajających słów. Westchnął. Dlaczego ten typ
musi wypróbowywać właśnie na nim swoje wątpliwe poczucie humoru?
Dave usłyszał to westchnienie. Postanowił wyjaśnić sytuację.
– To jest, no, Jake Wolfe, z policji w Sprucewood. Pilnuje uczelni. –
Uśmiechnął się łaskawie do stróża prawa. – Jake, to jest panna Cummings.
Jake skwitował uśmiech barmana wzruszeniem ramion, przybrał
najbardziej czarujący wyraz twarzy, na jaki go było stać i zwrócił się do
kobiety:
– Bardzo mi miło, panno Cummings – powiedział, wyciągając rękę.
Sarah Cummings wcale nie wyglądała na oczarowaną. Spojrzała na
policjanta z rezerwą, niemal przestrachem. Podała mu jednak rękę, choć nie
odwzajemniła uśmiechu. Zresztą cofnęła ją jak najszybciej, jakby dłoń
policjanta ją parzyła. Hmm... Jake zmarszczył brwi. Sarah Cummings
patrzyła na niego jak na wcielenie diabła. Miała taką minę, jakby chciała
rzucić się do ucieczki. O co chodzi? pomyślał. Czy ona się mnie boi?
– Dave powiedział, że jest pani nowym wykładowcą historii – rzucił i
zsunął się ze stołka, stając na drodze do drzwi.
– Ach, tak... tak, jestem.
Co, u diabła? Skąd ta nerwowość?
– Wie pani, to dziwne, że nie spotkaliśmy się wcześniej – zauważył
obojętnym tonem, żeby nie zdradzić swej podejrzliwości. – Na pewno
przyjechała pani niedawno?
– Tak – odparła, rzucając ukradkiem spojrzenie na drzwi. – Jakieś... dwa
tygodnie temu.
– Tak, to prawda – potwierdził Dave. – Pamiętam, że – wpadła tu pani na
obiad następnego dnia po przyjeździe.
– To wszystko wyjaśnia. Przez ostatnie dwa tygodnie pracowałem na
drugą i trzecią zmianę – wycedził Jake, piorunując wzrokiem Dave'a.
– Rzeczywiście, to fakt – zgodził się pospiesznie Dave. – Muszę wracać
do pracy.
Chwycił ściereczkę i oddalił się udając, że wyciera kontuar.
Jake czekał, jednak nic się nie wydarzyło. Sarah Cummings stała w
miejscu, choć było jasne, że wolałaby być gdzie indziej.
– Czy pochodzi pani z tych okolic? – zapytał Jake, poszukując jakiegoś
punktu zaczepienia.
– Nie. – Pokręciła głową. – Z Maryland... – Zawahała się, jakby nie
chciała powiedzieć więcej, niż było to absolutnie konieczne. – Baltimore –
dodała, gdy nie odpowiedział i... nie zszedł jej z drogi. •
– Ładne miasto – zauważył Jake, usiłując przywołać na twarz uśmiech. –
Odwiedziłem kiedyś Harbor Place.
– Ach, tak? – Nie uśmiechnęła się; patrzyła w kierunku drzwi. – No tak,
ładne.
Klęska. Jake czuł, że kobieta wprost marzy o tym, żeby się od niego
uwolnić. Dlaczego? Ponieważ nie mógł jakoś sobie wmówić, że to on ją tak
onieśmiela, nie potrafił wyjaśnić tak dziwnego zachowania. Jakieś kłopoty?
Nie. Wygląda zbyt młodo i niewinnie, żeby obawiać się kontaktu z policją.
Może powinienem używać innego dezodorantu?
Postanowił zacząć z innej beczki:
– Może napije się pani kawy? – zaproponował, wskazując najbliższy
stołek.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała bez wahania. – Mam... mam zajęcia.
Może innym razem. – Oszacowała wzrokiem przeszkodę, jaką stanowiło
jego mierzące metr dziewięćdziesiąt pięć centymetrów ciało. – Przepraszam,
chciałabym przejść.
Cóż mógł odpowiedzieć? Przełknął cisnące się mu na usta przekleństwo.
Nie miał wyboru.
– Oczywiście – mruknął i usunął się z przejścia.
Gdy przechodziła obok niego, znalazł błyskawicznie właściwe
rozwiązanie.
– Kiedy? – zapytał.
Obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.
– Co kiedy?
– Powiedziała pani „innym razem". – Zerknął na zegarek. – Codziennie
wpadam tu na kawę, mniej więcej o tej porze – wyjaśnił. – Może jutro?
– Och... dobrze, ja... – Znów spojrzała na drzwi. – Ja...
– To tylko zaproszenie na kawę – uspokoił dziewczynę.
Sarah Cummings nerwowo przygryzła wargę. Jake poczuł, że czekając
na jej odpowiedź musi panować nad szybkością swego oddechu.
– W porządku – wydusiła wreszcie z nie skrywaną niechęcią. – O
dziesiątej?
– Świetnie. – Jake uśmiechnął się. – A więc do jutra. Odeszła. Nie
wybiegła w popłochu, jak tego oczekiwał, lecz oddaliła się pełnym gracji,
sprężystym krokiem.
Bogini. Chodzi jak bogini. Jake wytarł o spodnie spocone dłonie i zmusił
się, by powrócić myślami do rzeczywistości. Uważaj, Wolfe, ta kobieta
może cię zgubić, upomniał się w duchu.
– Ach, te oczy... – Uśmiechnął się do Dave'a zajmując miejsce na stołku.
– Tak, są brązowe – zgodził się Dave. Kwestia koloru oczu
najwidoczniej nie miała dla niego znaczenia.
– Brązowe? – obruszył się Jake. – Jesteś ślepy, człowieku? Nie są po
prostu brązowe. To kolor wiosennych bratków... taki miękki, aksamitny
brąz.
– Jezu! Dobrze się czujesz?
– Nie masz wyobraźni, Dave. Trochę subtelności nikomu nie zaszkodzi.
– Może i tak – zgodził się bufetowy. – W każdym razie wyczuwam
zawsze, kiedy ktoś jest sympatyczny, a panna Cummings na pewno do
takich należy.
– Hmm... – Jake skinął głową. Ale czego ona się boi, pomyślał. Może
mnie? Mojego munduru? Tego, co ten mundur oznacza?
Jake dopił wystygłą już kawę i wstał.
Żeby go szlag trafił.
Przygryzając dolną wargę, Sarah maszerowała w kierunku budynku
wydziału nauk humanistycznych. Odruchowo odpowiadała na pozdrowienia
mijanych po drodze studentów. Za piętnaście minut musi rozpocząć zajęcia.
Dlaczego przyjęłam to zaproszenie? zadała sobie pytanie, uśmiechając
się do ładnej dziewczyny, która przytrzymała dla niej drzwi sali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • actus.htw.pl